Marcin K. domagał się od ubezpieczyciela Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad odszkodowania za uszkodzenie samochodu po kolizji z łosiem. Gdy 22 lipca 2012 r. po godz. 22 jechał drogą krajową nr 19, łoś wbiegł nagle z prawej strony wprost pod samochód. Choć jechał z dozwoloną prędkością (80–90 km/h), nie mógł uniknąć kolizji. W swoim powództwie dowodził, że GDDKiA w niewystarczający sposób zadbało o poinformowanie kierowców o możliwym zagrożeniu.
Ubezpieczyciel nie uznał roszczenia twierdząc, że znak "Uwaga, dzikie zwierzęta" został postawiony zgodnie z przepisami w odpowiednim miejscu. Sąd rejonowy uznał, że poszkodowany powinien udowodnić zarządcy dróg trzy przesłanki, wykazał zaś tylko jedną: zaniechanie. Nie udowodnił natomiast, że dzięki ustawieniu znaku nie doszłoby do kolizji. Tego samego zdania był sąd okręgowy, który dodał, że wtargnięcie zwierzęcia w nocy, nawet przy zmniejszonej prędkości pojazdu, nie daje szans na uniknięcie zderzenia. Sąd Rejonowy w Sokółce oraz Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalili powództwo mężczyzny, który domagał się od ubezpieczyciela Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad odszkodowania za uszkodzenie pojazdu po kolizji z łosiem. Kierowcy nie udało się udowodnić, że ustawienie znaku zapobiegłoby kolizji.